Nie wiem ile czasu minęło, być może były to ułamki sekund,
ale po jakimś czasie zdecydowałam się odwrócić do nowo przybyłych. Mój mózg,
chwała mu za to, był na tyle rozwinięty, że wiedział co go czeka. Za moimi
plecami, stało murem czterech zawodników, niczym czterech pancernych. Każdy z
nich spoglądał na mnie z innym wyrazem twarzy. Nowakowski, środkowy, znany
również jako Cichy Pit, otworzył usta w literę „o” i z takim oto wyrazem twarzy
pozostał. Bartman, atakujący, znany ze swojego wybujałego ego i tatuażu na
ramieniu z jakimś jego ważnym motto, zwany Zibim, bo imię stare jak świat,
wyszczerzył swoje kły i obrzydliwie
świdrował wzrokiem tam, gdzie nie powinien. Natomiast Ignaczak po uprzednim
zdziwieniu chyba próbował się opanować i delikatnie szturchał Bartmana, który
normalnie nie wyglądał. Ostatni z czwórki, Kosok, chyba najtrudniejszy orzech
do zgryzienia. Jego oczy, ciemne jak puszcza białowieska po zmroku, zatrzymały
się idealnie na jednej linii wraz z moimi. Jego twarz nie wyrażała żadnych
skrajnych emocji, nie to co u Nowakowskiego i Zbigniewa. Wzrok Grzegorza był o
tyle dziwny, że moje nerwy wzrokowe nie potrafiły utrzymać powiek w
nieruchomości. Zamrugałam kilka razy i odchrząknęłam, w celu przygotowania
zebranych na coś w rodzaju wojny domowej.
- CZY WY DO JASNEJ CHOLERY, NIE MACIE NIC INNEGO DO ROBOTY,
TYLKO WYPATRYWANIE MNIE W KAŻDYM MOŻLIWYM MIEJSCU?! PRZEŻYŁAM RZESZÓW,
PRZEŻYŁAM SPOTKANIA Z WAMI PO MECZACH I NADAL WAM MAŁO?! - wykrzyczałam im w twarz i aż sama się
zadziwiłam, że znieśli to w miarę dobrze. Złapałam oddech i miałam zamiar
dokończyć moje wrzaski, ale przerwano mi.
- ANDERSON? Dlaczego się obściskujesz z ZUZĄ?! - czyżby te skoczne, dwumetrowe w większości
małpy, dopiero teraz zanalizowały osobnika siedzącego obok mnie? Tracę wiarę w
świat…
- Wiesz, ta cała sytuacja jest podejrzana… - Matt spojrzał
na mnie i delikatnie wstał z krzesełka.
Skinął głową i skierował się do szatni. Ja natomiast, morderczym
wzrokiem objęłam zebranych.
- Zawsze wiecie, kiedy coś popsuć. – mruknęłam i również
wstałam.
- Przecież to jest bratanie się z przeciwnikiem! O, widzę,
że nawet dresiki ci dał! Po meczu się poznaliście i od tak, zdecydowaliście, że
posiedzicie sobie ramię w ramię, tak? Przecież to Amerykanin! – Kosa nagle się
ożywił.
- Po pierwsze, dresiki są moje, palancie. Po drugie, nie
znam go od dziś. Po trzecie… pracuję w ich reprezentacji. – powiedziałam. Dwa
ostatnie zdania skutecznie zamknęły im usta.
- Nic tu po mnie. Jeśli następnym razem będziecie chcieli mi
coś popsuć, to dajcie znać wcześniej, żebym popcorn przygotowała na ten wasz
teatrzyk. – zostawiłam zawodników w stanie zdziwienia i podążyłam w stronę
tylnego wyjścia.
- Już ja sobie z nimi porozmawiam! No jak to tak, prawie
powiedziałaś i wtedy przyszli? Cóż za idealne wyczucie czasu. Mówię ci, zaraz
zadzwonię do tych skurczybyków! – Lotman emocjonował się niczym po błędzie
sędziego. Szliśmy razem w stronę autokaru, a ja w międzyczasie opowiedziałam mu
całą historyjkę.
- Daj spokój, to było do przewidzenia, że gdzieś mnie
wypatrzą. Po prostu jestem zła, bo dlaczego w tamtym momencie? – jęknęłam.
- Hej, a może to był dar od Boga? Może sceneria była za mało
romantyczna, czy coś… - Paul uśmiechnął się, za co oberwał ode mnie ciężką
torbą.
- Już ja ci dam dar od Boga! – fuknęłam i zmrużyłam oczy.
Lotman jak zwykle nic sobie z tego nie zrobił i po raz kolejny wybuchnął
gromkim śmiechem.
- Dasz radę, no chyba, że…
- Że co? – zapytałam rozglądając się, czy aby nikt nas nie
podsłuchuje.
- No chyba, że on cię uprzedzi. – po słowach przyjaciela aż
przystanęłam. No, bo przecież jest taka możliwość, prawda? Jednak, kolejną
niewiadomą jest to, że on wcale nie musi czuć tego co ja…
- Ty się w jasnowidza nie baw, tylko lepiej chodźmy
szybciej, bo pojadą bez nas, a tego to
raczej nie chcemy. – trąciłam go ramieniem i znacznie wyprzedziłam. Nie miałam
ochoty na dalsze gdybanie, to nie dla mnie. Wolałam zostawić problemy na
później, za bardzo mnie męczyła cała ta sytuacja. Nikt nie zrobi kroku za mnie,
wszystko zależy ode mnie.
Jeżeli można człowieka nazwać szczęśliwym, kiedy po podróży
wchodzi do własnego mieszkania, o tyle jego szczęście może popsuć mały przedmiot,
wydający okropny dźwięk zwany dzwonkiem. Cóż, najwyraźniej moje szczęście
polegało właśnie na tym, że każde, najmniejsze zjawisko potrafi je doszczętnie
zepsuć. W tym właśnie momencie mój jakże nieskazitelny humor został popsuty
poprzez ciąg liter wyświetlonych na ekranie mojego telefonu. Cztery, jakże
proste litery układały się w tak dobrze znane słowo dla każdego dziecka. Mama.
Tak, moja mama właśnie dobijała się do mnie, a ja sama nie wiedziałam, czy mam
odebrać. W końcu jednak zdecydowałam się na naciśnięcie zielonej słuchawki i
zbliżenie aparatu do ucha.
- Cześć mamo. – powiedziałam bez entuzjazmu, siląc się na
spokojny ton.
- Cześć córeczko. Dlaczego nie odbierałaś telefonów? –
powiedziała. Jak widać, nie miałam ochoty na rozmowę z nią.
- Tak wyszło, nie miałam za wiele czasu. – odparłam. W
słuchawce nastała dłużąca się cisza.
- Rozumiem. A jak tam pensja i te sprawy? - teoretycznie powinny mnie te słowa
zamurować, wprowadzić w osłupienie lub coś w tym stylu. Jednak ja już się
przyzwyczaiłam do takiego traktowania przez moją rodzoną matkę. Dla niej
liczyły się tylko pieniądze. Tylko.
- Mamo, nie za bardzo mnie to interesuje. – mruknęłam. –
Właśnie wróciłam z ciężkiej podróży, byliśmy na meczu… - ciekawe, czy w ogóle
wie, że byłam w Polsce. Ciekawe, czy ją to w ogóle interesuje.
- Aha. Ale myślisz, że pensja będzie ok? – nagle zachciało
mi się ryczeć. Totalnie ryczeć. Nie możesz zwierzyć się własnej matce, bo
interesuje ją tylko hajs. Tak naprawdę starałam się ukrywać to, że to wszystko
odciska piętno na moim sercu. Ale to tak naprawdę boli, cholernie boli, kiedy
matka w twoim rozumieniu nie znaczy nic…
- Mamo… Proszę cię. – przed moimi oczami zaległa lekka mgła,
spowodowana nagłym napływem palących łez. Siląc się na opanowanie drżenia
podbródka odchrząknęłam. – Muszę kończyć. – nacisnęłam czerwoną słuchawkę i
rzuciłam telefon na kanapę. Działając pod wpływem impulsu, zraniony człowiek
rozpaczliwie poszukuje pomocy. Ja, działając pod takim wpływem obrałam dość
dziwną ścieżkę, ale jakimś cudem dotarłam pod drzwi… no chyba łatwo domyślić
się kogo. Dopadłam drzwi do mieszkania Andersona. Po uprzednim zapukaniu,
zadzwonieniu i Bóg wie czym jeszcze, drzwi otworzyły się na oścież.
- O. – tyle jedynie wydobyło się z moich ust, kiedy drzwi
otworzyła mi wysoka brunetka. W ręczniku.
Zuza, chyba jednak
obrałaś złą ścieżkę…
Wybaczcie mi błędy, potem poprawię, bo pisane na szybko. Wiem, że się spóźniłam o dzień, ale biwak był o tyle świetny, że potrzebowałam jednego dnia na odespanie go. :P
Naprawdę, życzę każdemu z was, żeby poczuł tak ogromną więź z klasą, jaką ja poczułam przez ten biwak. :)
Poza tym, nasza kochana reprezentacja... Nie daliśmy rady. Jednak, każdy kibic dobrze wie, że DUMNI PO ZWYCIĘSTWIE, WIERNI PO PORAŻCE. Jeszcze będzie pięknie i ja w to wierzę.
Rozdział dedykowany Oli, za to, że wiernie czeka i przeczytała wszystkie rozdziały jednym tchem na informatyce. :P
I kolejny dedyk dla Julki, która równie się emocjonowała i czekała. :)
Następny w niedzielę, a potem już normalnie, cyklicznie, we wtorki i niedziele.
Oraz zapraszam na coś nowego, co rozpocznę wraz z wakacjami:
Świetnee. ;3 Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Umiesz budować napięcie. Teraz ciekawi mnie kto otworzył drzwi Zuzi. Mam nadzieję , że to będzie jakaś kuzynka Matt'a. Zuzia i Matt na prawdę do siebie pasują. ;] Pozdrawiam.;)
OdpowiedzUsuńBrunetka...SERIOO??!?!!?
OdpowiedzUsuńUduszę Cię :>
No, ale ZNOWU mnie zaskoczyłaś i ZNOWU świetny rozdział :D
+ Dziękuuuję za dedyk <3
SKONCZYC W TAKIM MOMENCIE ?! :D już czekam na następny. ;) Chcialabym żeby Zuze i Matta polaczylo coś więcej ;> Fajnie by bylo jakbys pisala dluzsze rozdzialy, bo takie krótkie się tak średnio czyta, radze Ci już po raz kolejny alby byly dluzsze :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO kurde. Mam nadzieje, ze ta laska w tym reczniku to nikt wazny dla Matta. No ale jakby nie byla to nie bylaby w reczniku i wgl:/ i w dodatku matka...nikt nie chciałby mieć takiej matki, ktorej tylko na kasie zalezy.
OdpowiedzUsuńJaka pikanteria, lol.
OdpowiedzUsuńNależy ci się niezłe, kurde, manto za to wszystko, do jasnej cholery! Przerywasz w takich momentach, że tylko cie udusić! Jak się zaraz wkurzę to zacznę kląć, więc kończę. Ciao bejbe.
// Aleksowa <3
ja normalnie to ją za to dusze codziennie ! Aśka pisz dalej do niedzieli nie wytrzymam !!!! WIESZ , ŻE BĘDĘ PRZEZ CIEBIE PŁAKAĆ ;/ ?!
UsuńMasz talent, nie da sie ukryc! Pisz, pisz i jeszcze raz pisz :* A ja mam nadzieję, ze wkrotce sie dowiem kto stal w drzwiach i poznam dalsze losy mojej imienniczki, powodzenia!
OdpowiedzUsuńChłopaki to jednak mają wyczucie, z resztą co im do tego z kim się zadaje? Zazdrośniki jedne! Taka matka musi i jest okropna. Tylko pieniądze, materialistka. Co do brunetki, błagaaam Cię, powiedz,że to jego siostra. Przecież to nie może być nikt inny. No nie może...
OdpowiedzUsuńŚciskam ;*
Nadrobiłam dziś wszystkie rozdziały. To jest genialne!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ta dziewczyna to siostra/kuzynka. To nie może być nikt inny przecież.
jeśli informujesz, proszę, pisz na jednym z moich opowiadań.
Zapraszam na IV na specyficznie.blogspot.com, II na wracam.blogspot.com i I - znokautowana.blogspot.com :)
Rozdział świetny dopiero ,wczoraj trafiłam na bloga i od razu mi się spodobał :d
OdpowiedzUsuńFajnie,że ktoś pisze o Andersonie !
Ciekawe kim jest ta dziewczyna ..
Czekam na kolejny :D
Pozdrawiam :*
Zapraszam serdecznie na urywek numer pięć na http://oublier-soi.blogspot.com/2013/06/urywek-piaty.html :*
OdpowiedzUsuńEj! Co to za przestuj? Gdzie nowy rozdział dawaj szybko, bo uschnę i umrę. Wydaje mi się, że ta brunetka to sis Matta. Pisz dalej czekam i zapraszam do mnie na volleyball-lost-dreams.blogspot.com
OdpowiedzUsuń