czwartek, 27 czerwca 2013

EPILOG

Nie ma nic, czego bym nie zrobiła
By dostać jeszcze jedną szansę
By spojrzeć w twoje oczy
I zobaczyć, że odwzajemniasz spojrzenie



Są takie osoby, które odmieniają cały twój świat. Burzą tą stałą, niezmienną nudę w twoim życiu i dodają do niego namiastkę czegoś innego. Najbardziej boli, kiedy ta osoba cię zostawia. Tak, zostawia, odchodzi, myśląc, że jakoś to przebolejesz. Ale ty nie jesteś z tych twardych. Twoje serce rozrywa ból, tęsknota i żal. Piękna rzeczywistość nagle przechodzi w istny koszmar. Nie ma go obok ciebie, nie możesz spojrzeć mu w oczy, nie możesz go pocałować, wtulić się w jego ramiona, ani nawet dotknąć jego ramienia. Odszedł, odszedł. Już nigdy go nie zobaczysz. Złamał ci serce, złamał twoje uczucia. Oddałaś mu się w całości, kochałaś go. A on potraktował cię jak kolejną naiwną. Co cię obchodzi, że nie poradził sobie z tym. Roztrzaskał twoje serce, pozbawił cię wszystkiego, co miałaś. Nie możesz z tym żyć, nie możesz. Boli, za bardzo. Łzy spływające po twoich policzkach, początkowo delikatne strumyki, teraz, rwące potoki, mieszające się z twoim granatowym tuszem do rzęs. Histeryczny krzyk wydobywający się z twoich ust. I żyletka. Żyletka błądząca w twojej ręce. Chcesz, żeby teraz tu przyszedł, żeby powiedział ci, że to jeden wielki żart, żeby zabrał ci tą żyletkę, żeby otarł mokre policzki, żeby wziął cię w ramiona i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Tylko jest jeden zasadniczy problem. On już nie wróci. I to tak bardzo cię boli. To, że już nigdy nie będzie tak samo. Ból, ból psychiczny zamieniasz w fizyczny, zadając sobie głębokie rany cięte. Nawet nie wiesz, kiedy przeginasz. Zsuwasz się po ścianie na podłogę. Żyletka wypada ci z dłoni. Leżysz w kałuży krwi i łez. Wszystko się kończy.

Perspektywa Matta.

- Coś ty najlepszego zrobił! - Lotman potrząsał twoim ramieniem z niedowierzaniem. - Matt, ona tego nie przeżyje. Jedź tam, kurwa, przecież ty ją kochasz! Anderson, ty ją kochasz, rozumiesz? Jest dla ciebie wszystkim! Masz tam jechać, przecież ona... Matko, czy ciebie popierdoliło do cna? Ona zrobi coś głupiego, kurwa! Czy ja mam cię tam zawieźć do jasnej cholery? - siarczysty policzek wymierzony przez przyjaciela sprowadza cię na ziemię.
- Co ja zrobiłem... - wypowiadasz, patrząc na Paula z przerażeniem. Nagle, doznajesz impulsu żalu i smutku. Zabiłeś jej uczucia. Zabiłeś jej uczucia, ona się nie pozbiera. Rzucasz się do drzwi i z histerycznym strachem wybiegasz na zewnątrz. Biegniesz przed siebie, łamiąc każde przepisy kluczysz po jezdni, gdy wtem dobiegasz do znanego ci miejsca. Wysilasz każdy mięsień swojego ciała na przeskakiwanie schodów po cztery. Wpadasz do mieszkania, które jest otwarte. Szukasz jej w salonie, w pokoju, kuchni. Nie ma jej. Twoje serce zaczyna bić szybciej, kiedy widzisz uchylone drzwi do łazienki. Otwierasz drzwi. Teoretycznie powinieneś być przygotowany na wszystko. Ale nie jesteś. To co zobaczyłeś, wstrząsnęło tobą. Najpierw myślisz, że zemdlała. Była blada ,miała zamknięte oczy. Dopiero potem zauważasz na jasnych kafelkach szkarłat. Krew. Jej krew. Podbiegasz do niej. Teraz już wiesz, że nie oddycha, nie żyje. Umarła. Zostawiła cię samego. Podnosisz jej głowę i kładziesz na swoich kolanach. Głaskasz jej włosy, dotykasz policzków, które nadal emitują lekkie ciepło. Nie wierzysz, w to co widzisz, masz nadzieję, że to zły koszmar, z którego zaraz sie obudzisz. Miłość twojego życia odeszła , serce pękło ci na milion kawałków, których nigdy nie będziesz w stanie już poskładać. Z twoich oczu lecą słone łzy rozpaczy. Kapią na piękną twarz tej jedynej. Nachylasz się i składasz ostatni pocałunek na różanych, ale już zimnych ustach dziewczyny. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, że cały drżysz. Z twojego gardła wyrywa się krzyk, który zamienia się w szloch. To było za wiele. Nie chcesz już żyć bez niej, nie wyobrażasz sobie poranków, nocy, zmierzchów, zachodów, niczego. Ona była dla ciebie całym światem, który w jednej chwili runął. Masz ochotę umrzeć, za to, że przez ten jeden moment zwątpiłeś w to, co czujesz, za ten list, który napisałeś. Żal przepełnia twoją duszę, kiedy zdajesz sobie sprawę, jaki błąd popełniłeś. To wszystko twoja wina. Już nigdy sobie tego nie wybaczysz. Tak bardzo ją kochałeś, a teraz będziesz musiał żyć, cierpiąc z poczuciem, że gdyby nie ty, ona by żyła. 




Tak, to koniec.
Wiem, że pewnie mieliście nadzieję, że Zuzia przeżyje.
Ale moi drodzy, nie zawsze jest kolorowo. 
Musiałam zakończyć losy Matta i Zuzanny. To musiało się tak skończyć. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie. I, że da wam to coś do zrozumienia.
Że trzeba walczyć o miłość.

Chciałabym z góry podziękować każdemu, kto wchodził, czytał, komentował.
To naprawdę balsam dla mojej duszy, kiedy widziałam tu komentarze osób,
którym spodobała się ta historia.
Dziękuję drogiej Zuzie, imienniczce naszej bohaterki,
  za to, że była ze mną w każdej chwili zwątpienia,
że dawała mi takie wspaniałe słowa otuchy w komentarzach,
że potrafiła mnie klasycznie opierdzielić.
Zuzanno, moja droga, dziękuję ci za to.
Dziękuję drogiej Patrycji, za to, że często po prostu nakierowywała mnie,
na odpowiednie ścieżki,
za to, że potrafiła znieść moje narzekania,
że pomogła mi zawsze, kiedy ją o to poprosiłam.
Dziękuję każdej czytelniczce, która choć na chwilę oderwała się od swojego życia
i czytała, komentowała, wchodziła.

Ten blog był dla mnie kolejną niesamowitą przygodą,
kolejnym bagażem doświadczenia i miłości do pisania.
Nie kończę, o nie nie nie.
Jeszcze się ze mną pomęczycie, bowiem:

już dziś pojawi się prolog na:



A mniej więcej w połowie lipca, zapraszam na nową historię:


Dziękuję wam, kochani.
Joan.