niedziela, 2 czerwca 2013

7. Jeśli chcesz być kochanym, bądź wart miłości.

- Słucham ciebie bardzo uważnie. Jeżeli chodzi o Bartmana, to możesz się zacząć rozłączać. - fuknęłam do telefonu.
- O niego też... Ale to za chwilę. Jest rzecz ważniejsza i poniekąd jesteś jedyną osobą, która może mi... nam... klubowi pomóc. - oznajmił mi, wielce uradowany Grzegorz. A ja stałam w pełnym osłupieniu.
- Kosa, mów o co chodzi, bo niecierpliwa jestem. - odpowiedziałam.
- Tylko, że ty uznasz naszą kochaną Resovię za klub bez pojęcia... - mruknął smutnym głosem.
- W dupie mam wasz klub, streszczaj się, bo wcale nie chce mi się wisieć na telefonie w oczekiwaniu na twoje łaskawe oświadczenie. Mów co ci leży na sercu.
- A na sercu to mi wiele leży, skoro pytasz. - zaśmiał się. - Dobra, słuchaj. Klub chce podpisać umowę z Andersonem. Zanim jednak zaczną do niego się dobijać, trener chce odbyć z nim prywatną rozmowę. Jako, iż Lotman nie odbiera telefonu, a wiem, że mieszkasz obok niego... Uraczyłabyś go wieczorną wizytą i oznajmiła mu, że trener Kowal ma zamiar się z nim skontaktować? - po prostu mnie zatkało. Stałam w bezruchu, analizując każdą głoskę wypowiedzianą przez Kosoka. Mowę mi odebrało, a ciało przeszył dreszcz. Że niby ja mam pójść do Andersona?! Ja?!
- Żyjesz tam? - głos środkowego wyrwał mnie z zamyśleń.
- Ta... Kosa, ja nie pójdę... Nie mogę... - wyrwało mi się.
- Błagam, zrób to dla mnie, bo inaczej trener mnie wypatroszy i na drzwiach powiesi... - pójść? Nie pójść? Przecież jak pójdę, to on zawału dostanie! Najpierw go sprałam i zostawiłam na pastwę własnych myśli w tym pieprzonym klubie, a teraz przybywam do jego mieszkania z dobrą nowiną, tak? Chyba by mnie sumienie zabiło na jego widok.  Zdecydowanie nie powinnam tam iść...
- Możesz go zapytać na treningu, przecież podobno pracujesz u nich. - trening, matko, trening! Przecież on mnie wzrokiem pogrzebie! 
- Dobra, pójdę do niego. Cześć. - nie wiem kiedy, jak i dlaczego ciąg tych słów wydobył się z mojej krtani. Najwyraźniej kłąb myśli w mojej głowie sprawił mi psikusa. Nie pozostało mi nic innego jak iść do Andersona... może w głębi siebie chciałam tam iść? Może w głębi siebie chciałam mu powiedzieć, że wcale nie mam czegoś z mózgiem, i że tamten policzek to był wytwór mojego zamroczonego ego? Cóż, miejmy jedynie nadzieję, że te moje ego nie rzuci mnie na kolana i nie zacznie błagać o przebaczenie...

Zadzwoniłam do drzwi Matta i z walącym sercem stałam pod nimi. Co ja do jasnej cholery robię?! Serce omal nie wyleciało mi z piersi, kiedy zaszczycił mnie swoim widokiem w drzwiach. Już miałam nadzieję, że się uśmiechnie, jak zawsze, że rzuci jakimś "cześć Zuza" czy "coś się stało, Zuza?". Jednak marny mój los. Może przez jakiś ułamek sekundy miał ochotę coś powiedzieć, może przez jakąś chwilę chciał się uśmiechnąć, ale ta chwila nie dana była mojemu zmysłowi wzroku. Zmierzył mnie chłodno wzrokiem i uniósł pytająco brwi.
- Eee... - pogubiłam się w tym wszystkim i przez sekundę zapomniałam po co przyszłam. - No bo... Kosa... Kosok, dzwonił i kazał mi cię poinformować, że trener Resovii się z tobą skontaktuje w sprawie jakiegoś kontraktu... - stchórzyłam, totalnie stchórzyłam, nawet nie spojrzałam na niego, nie potrafiłam. Zabrałam dupę w troki i nawet nie czekając na odpowiedź zniknęłam w drzwiach mojego lokum.


 

 

 - Paul, ja już sobie nie radzę z tym... Zawaliłam po całej linii. - łzy spływały po moich policzkach. - Co ja narobiłam, Paul! Gdybyś go widział... Spojrzał na mnie tak, jakbym nic dla niego nie znaczyła, Paul! Nic, zero... - łzy wypływające z moich oczu powodowały konwulsje całego mojego ciała. - Paul, ja go kocham! Kocham go całym sercem, te kilka dni... To były najlepsze dni mojego życia! Wszystko spieprzyłam, wszystko. Zraniłam go, zraziłam go i teraz będę za to cierpieć katusze. - załkałam do telefonu licząc na jakiekolwiek pocieszenie ze strony przyjaciela.
- Zuzia... Nie płacz. Daj mi pięć minut, zaraz tam będę. Nie ruszaj się z mieszkania. - wyłączyłam telefon i rzuciłam go na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Nic to jednak nie dało, poczucie winy powodowało coraz większy ból mojego serca. Bolało, bolało jak cholera. Było tak pięknie, tak wspaniale. Tyle rzeczy mogło się wydarzyć... A ja jednym ruchem wszystko rozwaliłam. Wszystko. 
Wzięłam telefon z podłogi i włączyłam go ponownie. Wybrałam numer Lotmana i nacisnęłam słuchawkę.
- Już wychodzę z domu, już jadę! - usłyszałam.
- Nie jedź, Paul. Zostań w domu, z żoną. Ja sobie dam radę... Muszę to sama przemyśleć. - wydukałam.
- Zuzia... Jest pewna sprawa, o której ci nie powiedziałem... - odpowiedział.
- Mów.
- To nie jest rozmowa na telefon...
- Mów! Już i tak nie będzie gorzej niż jest. - odparłam, pociągając nosem.
- Wcześniej... Przed meczem... Powiedziałem coś Mattowi... - jego słowa od razu mnie ożywiły.
- Co mu powiedziałeś? - dreszcz ogarnął każdą komórkę mojego ciała. 
- Zuzia... Ja mu powiedziałem... 
- Paul, co ty mu powiedziałeś?! - wykrzyczałam łamiącym się głosem. 
- Powiedziałem mu co do niego czujesz... - telefon wymknął się z mojej dłoni, roztrzaskując się na podłodze. Fala dreszczy przeszyła moje ciało, niczym lodowate odłamki lodu, godząc w każde, najwrażliwsze miejsce. Oddech nagle zaczął przyśpieszać, przed oczami powstała delikatna mgiełka. W głowie huczały myśli oraz słowa Lotmana... W biegu emocji złapałam znajdującą się obok mnie bluzę i niewiele myśląc wyszłam z mieszkania. Było już ciemno, bardzo ciemno. Wyruszyłam przed siebie, patrząc w otchłań znajdującą się przede mną. Łzy nie przestawały płynąć, a dreszcze nie przestały nękać mojej osoby. Minuta, kolejna minuta, następna minuta... Szłam przed siebie, nawet nie zauważając, że stąpam nie po chodniku, a po miejskiej ulicy. Nie zeszłam na pobocze, nie zmieniłam kierunku nawet wtedy, gdy przede mną zamajaczyły światła jakiejś ciężarówki. No dalej, przejedź mnie, zabij mnie, dalej. Nic mnie tu nie trzyma.
Świszczący odgłos wydawany przez silnik ciężarówki, głośny klakson odbijający się echem w moim przewodzie słuchowym... I pustka.

Wybaczcie, że tak późno, ale miałam dużo spraw na głowie, ogromnie dużo. 
Po raz kolejny przepraszam, za to co napisałam tam u góry. 
Nic więcej nie napiszę.

 


7 komentarzy:

  1. Biedna Zuźka :( tak strasznie męczy ją ta sprawa z Mattem. Poniekąd Lotman wykonał kawał dobrej roboty mówiąc mu co ona do niego czuje, ale kto by pomyslał, ze tak zareaguje :( ?
    Końcowa scena mnie przeraziła...mam nadzieję, ze nic sie jej nie stało! Bo chyba serce mi już całkowicie pęknie :(

    pozdrawiam ;*
    naranja-vb.blogspot.com

    ps. Zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda Zuzki oj szkoda;( mam nadzieje ze nic sie jej nie stało...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog. Muszę tu często zaglądać. :D
    Biedna Zuza... Mam nadzieję, że nic jej się nie stało.
    Pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga. :)

    http://siatkowkaszytexyz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, co tu sie narobilo...
    Genialny, kochanie :*
    // Aleksowaa <3

    http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Zuzie nic się nie stało?! Czekam na następny, pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. PRZEPRASZAM !! Dawno mnie Tu nie było, ale nadrobiłam wszystko. :)
    Szkoda mi Zuzi, mam nadzieję że nic jej się nie stało.
    Rozdziały świetne, czekam na kolejne :)


    Pozdrawiam :)
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeej, czemu ja dopiero teraz wpadłam na tego bloga ? -.- jest świetny! Lotman trochę mąci, ale wiadomo, chce dobrze, a to się liczy :) Mam nadzieje, że Zuzi nie stanie się nic złego :)
    Pozdrawiam :)

    http://i-want-to-hold-your-hand.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń