- 15 minut?! Matko święta... - biegał po pokoju w celu odszukania jakiejkolwiek części garderoby.
- Ruszaj się, bo nie wiem jak ty, ale ja już bym wolała stąd wyjechać... - mruknęłam.
- A właśnie, my sobie porozmawiamy, moja droga, masz mi wiele do wyjaśnienia. - odparł, grożąc mi palcem. Uniosłam jedynie lewą brew ku górze i wzruszyłam ramionami. Paul w końcu ogarnął się, w biegu zabierając bagaże i wybiegliśmy z pokoju, a potem z hotelu. W ostatniej chwili dopadliśmy autokar i pod groźnym spojrzeniem trenera umknęliśmy na nasze miejsca. Następnie, lotnisko, samolot i lot. W całym tym biegu wyłapałam wzrokiem Andersona. Spojrzenie bez wyrazu, ignorancja...
- Zuza.
- Tak, to ja. - powiedziałam, siląc się na "udawaj, że nie wiesz o co chodzi".
- Kogo ty okłamujesz? - Lotman westchnął, moszcząc się w swoim samolotowym siedzeniu. Patrząc wymownie w górę, prawił mi kazanie, czyli to, co jest jego specjalnością. - Kogo ty okłamujesz... W ogóle, co to było? Dzień wcześniej płaczesz mi w ramię, że go kochasz, bla, bla, bla, a następnego dnia, kiedy facet zbliża się do ciebie najbardziej jak się da, to strzelasz mu w pysk i wybiegasz z klubu? Zrozumiałbym, gdybyś to zrobiła na początku, ale nie! Po gorącym, dwuminutowym pocałunku naszej Zuzi wraca "trzeźwe" myślenie i trzask z liścia. A potem ucieczka do hotelu, byleby zapomnieć. O tak, pięknie. - produkował się jak nigdy. Jego szczęście, że mówił cicho, nie chciałam, żeby pół drużyny gadało pod siatką o moich rozterkach, o nie.
- A co ty możesz wiedzieć... - szepnęłam obrażonym tonem.
- Właśnie dużo wiem, bo jestem facetem! I wiem, że my też mamy uczucia! - bulwersował się.
- My kobiety też je mamy. - fuknęłam.
- Naprawdę? A czym on ci je uraził? No powiedz mi, czym? - spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - Jesteście najbardziej pokręconymi uczuciowo osobami jakie znam! Boże, Boże, czym ty mnie pokarałeś...
- Nie wiesz jak było! Nie wiesz co się teraz dzieje w mojej głowie! Nic nie wiesz. - już się nie hamowałam, już nie ściszałam głosu. Mój krzyk usłyszało pół samolotu, zawodnicy wymownie spojrzeli na mnie i na Lotmana. To, co działo się w mojej głowie było co najmniej niezrozumiałe nie tylko dla mojego przyjaciela. To było niezrozumiałe dla mnie samej, a ta niewiedza bolała, oj bardzo. Prawda jest taka, że tej felernej nocy, Anderson mnie pocałował. Tak, pocałował mnie, zrobił to, ja się nie opierałam. Ale po tym wszystkim, kiedy nasze usta rozłączyły się, kiedy mój mózg zaczął pracować... Nie mam pojęcia, dlaczego wymierzyłam mu ten siarczysty policzek, ale uciekłam stamtąd, bo cała ta sytuacja... przerosła mnie. To było za wiele. Jednego dnia dogadujemy się świetnie, ale ja od wielu dni już wiem, że coś mnie do niego ciągnie. Dnia następnego, a dokładniej następnej nocy, wyżej wymieniony całuje mnie. Ktoś pomyśli, że powinnam się cieszyć, w końcu to facet, który mi się podoba. Jednak ja do takich nie należę. Mój mózg rozpoczął analizę problemu i wywnioskował co najmniej cztery powody, dla których Matt mnie pocałował. Po pierwsze, mógł to zrobić na przekór natrętnemu Zbigniewowi. Po drugie, mógł to zrobić pod wpływem alkoholu znajdującego się w jego krwi. Po trzecie, pocałunek mógł być wynikiem nagłego natchnienia, ot tak. Bo może mu się nie układa, bo może musi gdzieś wyrzucić swoje emocje. Czwarty powód jest tym, który mnie najbardziej obarcza. Bowiem, przecież on może COŚ do mnie czuć. To możliwe, ale w tamtej chwili, przerosło to mnie. Nawet jeśli, to czy ja jestem na to gotowa? I czy ja na niego zasługuję? To wszystko jest jakąś czarną komedią, gdzie odbijając się od ściany, do ściany, nie potrafię znaleźć swojego miejsca. Chcę coś zmienić, ale nie potrafię. Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale ja jestem tchórzem. I prawdopodobnie, teraz będzie mnie czekać wielka kara, za to, z czego nie skorzystałam. Teraz słono zapłacę za to, że jestem tak tchórzliwa. Zuza, coś ty narobiła...
Zimne spojrzenie, brak wyrazu, zero reakcji. Tak wyglądało spojrzenie Andersona. Widziałam to, że coś w nim pękło, przeze mnie. Widziałam. Czułam. Dostrzegłam w końcu swoją winę. Nie powinnam go tak traktować, szczególnie po tym, ile szczęścia wniósł do mojego życia przez ten krótki okres. Nie powinnam, zdecydowanie. Teraz jednak, moje wywody są tu na nic. To nie cofnie czasu, to nie zmieni tego, co się stało. Ja pozostałam na starych śmieciach, a Matt ma mnie za hipokrytkę, która nie ma uczuć. Pięknie, po prostu pięknie...
Wysiadłam z samolotu, Paul przez resztę lotu się do mnie nie odzywał. Kolejny facet, który ma do mnie żal. Tego było za wiele...
- Słuchaj... - podszedł do mnie i złapał moją rękę. - Przepraszam za to w samolocie. Ale ja po prostu... martwię się o ciebie, martwię się o niego... Zuzia... - spojrzał mi w oczy. Nagle zachciało mi się płakać i rzuciłam mu się w ramiona.
- Paul, ja sama nie wiem co się ze mną dzieje. Nie zamartwiaj się mną. Jakoś dam radę...
- Wiesz, że i tak będę się martwił? Wiem, że na zewnątrz udajesz, że nic się nie wydarzyło, a w środku cię rozrywa. Wiem, Zuza. Musisz dać sobie czas, kochana. Bo inaczej, może być tylko gorzej...
- Zamiast mnie pocieszać, walnij mnie mocno i powiedz, co robię źle! Paul! - odsunęłam się od niego. Złapał mnie za ramiona i utkwił wzrok w moich mokrych już od łez oczach.
- Nie walnę cię, bo jeszcze mi się przydasz. Źle interpretujesz zamiary innych, moja droga. Ale teraz moje gadanie ci już nie pomoże. Musisz sobie poradzić z własnymi myślami i dać sobie chwilę wytchnienia. A teraz zmykaj do mieszkania się przespać, bo późno jest. Będzie dobrze. - przytulił mnie i pozostawił w samotności. Godząc się z obecnym stanem, wyruszyłam w stronę bloku.
Ledwo co zdążyłam wejść do mieszkania, ledwo co rzuciłam torby na podłogę, ledwo co zdążyłam zapalić światło i odetchnąć, w mojej kieszeni rozległa się wibracja telefonu. A że ja lubię sobie poprzeklinać, jak mam dość, to zanim odebrałam, wypuściłam z ust pęczek brzydkich słów. Ot tak, bo byłam wkurzona.
- Halo? - powiedziałam, już normalnym tonem.
- Zuzia...
- Kto mówi?
- Kosa, Kosok.
- Skąd do jasnej anielki masz mój numer? Co znowu? - warknęłam.
- To nie ma teraz znaczenia... - mruknął.
- To po co dzwonisz? - czyżby znowu jakiś ich dziwny zamiar? Miałam ich dość, zdecydowanie.
- Bo mamy wielki problem, moja droga, wielki...
Kolejny badziew. No cóż, najwyraźniej na szybko nie umiem pisać pięknych powieści.
Poza tym, zdecydowałam się w końcu na regularność. Prosiliście mnie o to, tak więc spełniam, mam nadzieję, że tak będzie lepiej. Rozdziały będą się pojawiać w czwartki i w niedziele, wieczorkiem, godzina między 18:00 a 20:00. :)
Miłego weekendu wszystkim, jeśli ktoś chce ze mną popisać, to zapraszam na mojego tt: https://twitter.com/dzoana1
+ A już za tydzień... KTO NIE SKACZE, TEN Z BRAZYLII, HEJ, HEJ! :)
Kto się doczekać nie może? :>
*po pierwsze: wielkie dzięki za tego bloga. Naprawdę jest świetny <3
OdpowiedzUsuń*po drugie: wielki dzięki ze to Matt jest jedną z postaci pierwszoplanowych. To jeden z moich ulubionych siatkarzy a jeszcze nigdy nie spotkałam się z blogiem w którym byłby Matt ;)
*i po trzecie: wielkie dzięki za to, że zdecydowałaś się dodawać posty regularnie. W końcu nie będę musiała koczować przed komputerem i sprawdzać co pół godziny czy jest kolejna część :P
jeszcze raz wielkie DZIĘKI :* pozdrawiam
Super. Nie narzekaj, że badziewie, bo jest to całkiem interesujące opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńIle sie wydarzyło!
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem dlaczego odrzuciła pocałunek Matta :( jestem przekonana, że zrobił to z tego czwartego powodu i nie mogło być inaczej! Też ją kocha, kochają sie jak wariaty a tak sie czegoś boją...okropność :(
ale wierze, wierze, że Paul znajdzie rozwiązanie tego problemu :)
pozdrawiam ;*
naranja-vb.blogspot.com
ps. Zapraszam na nowy rozdział :)
Mimo iż jestem również kobietą, miewam swoje humorki to kompletnie nie rozumiem zachowania Zuzi, mimo jej domyślań to tylko i wyłącznie domyślenia. I żeby tak od razu bez pewności dawać mu w twarz? No dżizas, żeś namieszała :D Wydawało się ,że już zaraz się nam spikną i będzie pięknie, a tym razem zaskoczenie. Mimo wszystko mam nadzieję ,że ten problem Kosy jakimś dziwnym trafem bęzie dotyczył Matta i ta dwójka sobie porozmawia na poważnie w cztery oczy.
OdpowiedzUsuńŚciskam ;*
I po co go było strzelać w ten policzek? Zuzka da radę, ale i popieram w sumie, że to po części jej wina. Niech przeprosi tego Matta, dogada się z nim i wszystko będzie dobrze. Tworzyliby świetną parę. A Lotman to mnie po prostu rozkłada w tym opowiadaniu ,,człowiek dobra rada''. To niech się w końcu jeszcze do czegoś przyda i pogodzi tych czubków! Zuza sobie poradzi, wszyscy to wiemy. I TO WCALE NIE JEST BADZIEW. Jak ja bym Ci pokazała badziew to byś się przeżegnała. Pragnę tylko dłuższych rozdziałów, bo pozostał niedosyt - chociaż może to i dobrze, będę jeszcze częściej tu zaglądać ^^
OdpowiedzUsuńA jak, skaczemy, skaczemy! Polacy wygrają, wierzę w to! :3
Opowiadanie z każdym kolejnym rozdziałem sie rozkrecą i to bardzo pozytywnie, mm telefon od Kosy, ciekawe w jakiej sprawie? ;)
OdpowiedzUsuńRobi się bardzo ciekawie z każdym rozdziałem;) Czekam na kolejny;) Też nie mogę doczekać się LŚ;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńwybacz ze dopiero tu, ale się zaczytałam :D
OdpowiedzUsuńNawet nie masz pojęcia jak długo czekałam na jakiegoś dobrego bloga.
I znalazłam <3
Naprawdę dobry blog. Jest fabuła, miłosz xDD, lekkość pisania i masz coś takiego, że mogłabym cię czytać nawet jakby to był blog o niczym. Ludzie bardzo się utożsamiają z Zuzią i to jest świetne :D
Powodzooonka!! ;d
Miłosz. WTF!? chodziło mi o miłosć xDDD
Usuń