- Co tak słabo? - krzyknęłam na widok "atomowego serwisu numer jeden". Aż taki atomowy to on nie był, o nie.
- Poczekaj... - sama nie wiem czy to była groźba, czy co, ale się zamknęłam. I tak siedziałam przez godzinę, obserwując jego mniej, lub bardziej udane zagrywki. W roli podawacza piłek się nie sprawdziłam, bo gdy po trzecim razie piłka poszybowała w kierunku trybun, stanowczo odmówiłam gonitwy po nią. I w końcu sam sprawca ruszył w celu odnalezienia jej. Kiedy w końcu wrócił przez chwilę obawiałam się, że ma zamiar mnie nią zaatakować. Ale chyba się rozmyślił. Moje szczęście, bo nie wiem, czy przeżyłabym ten atak. Po kilku minutach na hali zjawiła się reszta graczy, w tym Paul. Obserwując poczynania Andersona, nie zauważyłam go, co spowodowało, że zostałam uniesiona wysoko w górę przez Lotmana.
- Matko, Paul, prawie na zawał zeszłam! Nie możesz mnie jakoś puknąć, czy coś, tylko od razu prezentujesz swoje możliwości? - ofukałam go. Znaliśmy się na tyle, że moje wspaniałe kazanie, zostało uraczone jedynie radosnym śmiechem przyjaciela. Uwielbiałam go, to on, pokazał mi piękno życia, to on, pomagał mi, kiedy nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, to on, przytulał mnie, gdy płakałam. Najczęściej jednak wygłupialiśmy się, przekomarzając się nawzajem.
- Żarty żartami, a ja tu widzę, że dużo się wydarzyło. Ja was miałem zamiar dziś swatać! A z tego co widzę, to sami się zeswataliście. - objął mnie ramieniem.
- Lotman, błagam cię, zamknij się. Tu się nic nie wydarzyło! - zaczęłam go kłuć w żebra, a raczej próbowałam, bo przez warstwę jego tkanki mięśniowej za wiele nie mogłam zrobić.
- Oj Zuzia, przede mną nic nie ukryjesz. Może nie doszło w werbalnym sensie, ale w tym mentalnym wyczuwam wielkie zmiany, oj wielkie... - skubany! Wiedziałam, że zna mnie lepiej niż ja sama siebie znam, ale no... Ugh!
- Kochany, nie bądź taki pewny siebie. - wyswobodziłam się z jego ramienia. - Lepiej idź przećwicz przyjęcie, atak i tak dalej.
- Moja droga, od kiedy tak bardzo martwisz się o moje przygotowanie fizyczne? Wyczuwam próbę uniknięcia pewnego tematu...
- LOTMAN! - krzyknęłam. Chyba trochę za głośno, bo na sali nagle zaległa dziwna cisza, ale cóż. Trzeba było jakoś pohamować potok słów płynących z ust Paula. On sobie nic z tego nie zrobił, jedynie posłał mi swój wyszczerz i skierował się w stronę koszyka z piłkami. Pokręciłam głową i odwróciłam się. Ruszyłam w stronę swojego stałego miejsca statystyka i schowałam się za ekranem laptopa.Wiedziałam, że mój przyjaciel nie odpuści. Mimo to, w jakiś sposób zmuszał mnie do refleksji. Bo Anderson wcale nie był mi taki obojętny, o nie...
Późnym popołudniem zakończył się trening i mogłam w spokoju duszy zacząć wędrówkę ku mieszkaniu. Wyszłam tylnymi drzwiami, by uniknąć spotkania z Lotmanem lub Andersonem. Potrzebowałam kilku godzin na głębokie rozmyślenia, uznałam, że muszę w końcu dogadać się... sama z sobą. Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia czego chce moje serce, a tym bardziej rozum. Otworzyłam drzwi mieszkania i weszłam do niego. Usiadłam na sofie i zaczęłam głośno myśleć.
- Zuza, przecież ty go nie kochasz... Tylko ci się wydaje. Po prostu... Ugh! - opadłam do pozycji leżącej i schowałam twarz w dłoniach. - Znasz faceta kilka dni i już ci się wydaje, że coś między wami jest. Przecież tak naprawdę go nie znasz! Co z tego, że rozmawialiście, skoro większa część rozmowy to twoje lamenty? - głośne myślenie okazało się kolejną klapą, bo po kilku minutach moje słowa zaczęły zniżać się do w większej mierze przekleństw. - Lotman, idioto, po co ty mi go przedstawiłeś! - trzeba znaleźć winnego, o tak! Zdecydowanie Paul nadawał się na niego. W końcu to wszystko to jego pomysł. Co z tego, że on was tylko sobie pokazał, co z tego. Co z tego, że i tak byśmy się prędzej czy później poznali... Co z tego...
By dopełnić rytuału ogólnej wściekłości na cały świat i dramatyzowania nad własną niewiedzą uczuciową, zaprosiłam do towarzystwa butelkę wina. A co! Jutro dzień wolny, bo za dwa dni wyjazd na mecz. Sama nie wiem nawet gdzie jedziemy, trudno. Powzięłam butelkę i klnąc na wszystkich po kolei, pociągnęłam łyk alkoholu. - Nie kocham go. Nie kocham go. Nie kocham go. Nie kocham go. - wmawiałam sobie. - To złudzenie, wcale go nie kocham. To złudzenie. Przecież ja się nie zakochuję! - mam nadzieję, że sąsiedzi nie są poliglotami i nie zrozumieją bełkotów rodowitej Polki, wpojonej winem. - To wszystko wina Lotmana! - krzyknęłam. Wzięłam telefon i wybrałam jego numer. Odezwał się po drugim sygnale.
- O, Zuza. Szybko się zmyłaś...
- Przyjedź do mnie.
- Co?
- Przyjedź do mnie!
- Co się stało?
- Kurwa, Lotman, przyjedź do mnie i tyle. - zakończyłam rozmowę nie czekając na jego odpowiedź. Butelka po winie leżała obok sofy, całkowicie wypróżniona, a ja chwiejnie, bo chwiejnie, ale doprowadziłam się do pozycji siedzącej. Tępo wpatrując się w przestrzeń oczekiwałam na znak w postaci dzwonka do drzwi. Miałam zamiar opryskliwie wyrazić swoje zdanie o Paulu, Andersonie i całym świecie, ale musiałam zaczekać na tego pierwszego. Żeby nie było, specjalnie dla niego. W końcu nie może go ominąć moje kolejne z rzędu zrzędzenie. Zjawił się szybko, dość szybko. Oczywiście zapomniałam zamknąć drzwi, a on z tego skorzystał. Wparował sobie jak do swojego domu i od razu rozpoczął swoje standardowe kazanie. To było do przewidzenia.
- Zuzia, co ci odbiło? - powiedział wpadając na butelkę po winie, która potoczyła się z donośnym dźwiękiem po podłodze. - Co się dzieje? - usiadł obok mnie i przytulił mnie delikatnie. Skorzystałam i wtuliłam się w niego.
- No właśnie nie wiem co się dzieje, Paul... - przepraszam, czy ja zaczęłam płakać?!
- Nie płacz, tylko mów co jest. - każda kolejna łza powodowała większą plamę na ramieniu przyjaciela, każda łza powodowała większy rozmiar kolejnej.
- Bo ja się chyba zakochałam...
- I dlatego płaczesz? Hej, spójrz na mnie. Chodzi o Matt'a, tak? - spojrzał mi głęboko w oczy.
- Tak...
- I płaczesz, bo zakochałaś się, tak?
- Bo to jest takie dziwne... Nie jestem w stanie tego zrozumieć...
- Może za mało się starasz.
- Ja się boję. Nie wiem czy jestem w ogóle gotowa na miłość. Co ja plotę, kilka dni i już mam mętlik w głowie...
- Posłuchaj mnie... Musisz zrozumieć swoją miłość i ją zaakceptować.
- Skąd wiesz, że to miłość, a nie jakieś pieprzone zauroczenie? - przerwałam mu.
- Trochę cię znam i wiem, kiedy coś jest u ciebie inaczej, niż zwykle. Uwierz mi.
- I co, mam tak normalnie sobie z nim gadać? Przecież on to wyczuje.
- No i właśnie w tym jest jego rola. Jeśli mu zależy, to wyczuje, zrozumie i ustosunkuje do siebie, Zuzia. Nie martw się, Anderson jest bardzo uczuciowy i szlachetny, może tego nie widać, ale jest strasznie pojętny w sprawach emocjonalnych. Myślę, że nie jesteś mu obojętna, widać jak na ciebie patrzy. A teraz, jest już późno, więc idź się połóż spać. I następnym razem zadzwoń od razu i nie pij. Co jak co, ale wolę żebyś pozostała w normalnym stanie. - puścił do mnie oczko, a ja uwiesiłam się na nim.
- Dziękuję ci. Jesteś najlepszy. - wydukałam.
- Trzymaj się. - pomachał mi i wyszedł. Dobiłam drzwi i przekręciłam zamek. Wedle polecenia Paula poszłam spać. Co dziwne, sen przyszedł bardzo szybko. Widać rozmowa mi pomogła.
Chyba każdy z nas zna to uczucie, kiedy śpiąc sobie w najlepsze, jest się brutalnie obudzonym. Taak, właśnie. Było koło ósmej, kiedy mój sen został przerwany. Ktoś dobijał się do mnie, dzwoniąc na moją komórkę po raz któryś z rzędu. Klnąc siarczyście, wstałam i wtedy dopiero doszedł do mnie ból ostatniego wieczoru. Kac, ogromny kac. I ból głowy, okropny. I ten dzwonek telefonu atakujący moje bębenki... Szybko go zgarnęłam i nawet nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
- H-h-halo? - wydukałam, próbując przybrać normalny ton głosu.
- No w końcu! Kobieto, jeśli siedzisz jeszcze w łóżku, to lepiej szybko zbieraj dupę w troki. - usłyszałam głos Lotmana. Pff, nie mam zamiaru wstawać.
- Nie drzyj się tak. Coś ty znowu wymyślił? - odchrząknęłam.
- Kochanie spakuj mi te skarpetki.
- Co? Jakie skarpetki, co ty pitolisz? - zmarszczyłam brwi.
- To nie do ciebie, przecież! Zuza, za godzinę mamy samolot, wyjeżdżamy na mecz! - czy ja spałam dwa dni? Czy ten pacan robi sobie ze mnie jakieś żarty? Kurde!
- Kochany przyjacielu, o ile mój mózg po wczorajszym winie nie jest sprany i przemielony, to pamiętam, że wyjeżdżamy dopiero jutro, mój drogi. - próbowałam mówić spokojnie i opanowanie, bo nie wiadomo, może Paul ma coś z głową, może też sobie wczoraj coś pociągnął.
- Zuzaaaaa, termin zmienili! Dziś jedziemy, za godzinę dokładnie! Pakuj się i kurde zapieprzaj na lotnisko! Rusz się, bo ja nie wybronię cię przed trenerem. Kończę, bo jestem w proszku. Pamiętaj, masz godzinę! - rozłączył się. Przez sekundę, ułamek sekundy wpatrywałam się w telefon jakoby miał mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi, ale w końcu się opamiętałam i ignorując pulsowanie głowy zaczęłam skakać po mieszkaniu w poszukiwaniu bagażu.
- Widzę, że ktoś tu ma kaca. - wysyczał mi Paul do ucha, śmiejąc się.
- Błagam cię, zamknij się. Nie dziś, tylko nie dziś. W ogóle, to dokąd lecimy? - wpatrywałam się sennie w przyjaciela.
- No jak to, dokąd? Do Polski, Zuzia, do Polski! - wykrzyczał mi radosnym tonem.
- Do Polski?! - odparłam zdziwiona.
- A co ty myślałaś, że będziemy grać na pustyni? Polska, moja droga, Polska!
- No ładnie. - powiedziałam.
- Co jest takiego ładnego? - tuż za mną zmaterializował się Anderson, automatycznie opierając się o moje ramię.
- A Polska, mój drogi, Polska. Zuzia jest bardzo ucieszona, bo leci do Polski. Chyba mnie ktoś woła. - Lotman wycofał się, szczerząc się, jak jakieś dziecko na widok słodyczy. Pozostałam sama na sam z Matt'em, nerwowo skubiąc rękaw bluzy.
Najgorsze coś, co mogło wyjść z mojej głowy! Przepraszam za to coś...
Poza tym, chwała Ipli, za to, że są tam odcinki Pierwszej Miłości. Zaczynam się uzależniać od tego tasiemca.
No i pogoda piękna cały tydzień, wczoraj sobie kupiłam spódnicę i chciałam dziś założyć, i co? I dziś brzydka pogoda.
Taki oto mój los. :D
Pozdrawiam i życzę duuuuuuużo ciepełka przez CAŁY tydzień, bo w piątek i sobotę REPREZENTACJA!
Świetnie , świetnie . Nie wiem , jak ty to robisz , ale ja chce żeby te rozdziały się nie kończyły . One są GENIALNE . Czekam na więcej 'scen' z Andersonem . ;] A tak poza tym to kiedy następny . ?
OdpowiedzUsuńSuper! Nawet nie wiesz ile czekałam na nowy rozdział, czas mi się strasznie dłużył.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak ułoży się związek Zuzi i Matta (o ile w ogóle do niego dojdzie). Czuję, że reakcja naszych reprezentantów nie będzie zbyt pozytywna :(
Pozdrawiam,
Donieek ( http://proud-of-volley.blogspot.com/ )
Nie wiem co Ci się w tym nie podoba, jak dla mnie extra :) czekam na kolejny mam nadzieję że kolejny pojawi się niedługo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://zwyklyczas.blogspot.com/
Jeszcze raz skończysz w takim momencie, a obiecuję Ci, że skończysz jak Igor z Pierwszej Miłości Xd
OdpowiedzUsuń// Aleksowaa <3
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/
Kiedy następny?!?!!??!?!?!?!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze dopiero teraz ale migiem nadrobiłam zaległości i jestem w dalszym ciągu potwornie zadowolona z Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńPrzyznała się, przyznała! Było widać, że ciągnie ją do Matta, co nie umknęło i Paulowi, ale w końcu wyrzuciła to z siebie! :) Teraz ciekawi mnie jak wybrnie z rozmowy z Mattem, jak zareaguje, jak to się potoczy... ;>
No i POLSKA! :)
Od razu skojarzyłam sobie przyszły mecz w Spodku. Będę ich podziwiać i myśleć o Twoim opowiadaniu, jak słowo daję :)
Pozdrawiam ciepło ;*
naranja-vb.blogspot.com
PS. Jak znajdziesz czas to zapraszam do siebie :)
Rozdzial genialny jak i cale opowiadanie ! Nie masz sie czego obawiac, sa swietne. Kiedy mozemy spodzeiwac sie nastepnego ? Czekamy z niecierpliwości ! :)
OdpowiedzUsuń