- No dobra, chłopaki. Za tydzień Liga Światowa, musicie dać z siebie wszystko! - krzyczał trener poganiając siatkarzy do jeszcze lepszych serwisów. Ja grzecznie siedziałam za monitorem laptopa, czyniąc swoją powinność. I tak zleciały mi dwie godziny, generalnie strasznie szybko. Nawet się nie obejrzałam, kiedy zawodnicy skończyli trening. Czas i na mnie. Kiedy loża trenerska wygoniła Amerykanów do szatni, podszedł do mnie trener.
- No, no, jestem pod wrażeniem, pani... - taak, moje imię zapewne będzie sprawiało trudność.
- Zuzanna. Wiem, wiem, ciężko wymówić. - uśmiechnęłam się.
- To koniec na dziś, jest pani wolna.
- Do widzenia. - zgarnęłam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę wyjścia. Sprawnie przekroczyłam wszystkie korytarze, schody i tym podobne i w końcu znalazłam się na zewnątrz. Moim jedynym marzeniem była wygodna kanapa i dobry film, o tak. Rozmarzona zaczęłam kierować się w stronę mojego mieszkanka.
- Zuzia! - ktoś w zabawny sposób wymówił moje imię. Odwróciłam się, oczekując widoku Paula, jednak los po raz kolejny ze mnie zakpił, stawiając mi na drodze... Andersona.
- Po prostu Zuza. Łatwiej wymówić. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
- Zuza... może być. Jesteś Polką, prawda? - zapytał. Tak, tak, każdy pretekst jest dobry do rozmowy.
- Tak. - krótko i na temat. Z resztą, jego towarzystwo odrobinkę mnie krępowało. Ale tak odrobinkę.
- Za tydzień gramy z waszą drużyną mecz.
- Naprawdę? - westchnęłam.
- Tak. W ogóle to jakim cudem znalazłaś się tutaj? Polska a USA to jednak chyba dwa światy.
- Długa historia. Bardzo długa.
- Daj spokój, możesz powiedzieć. Wysłucham cię. - powiedział delikatnie. I ten jego uśmiech. O matko. Przepraszam, czy on mi się podoba? Mi?! Przecież ja nie potrzebuję miłości!
- Dobrze, ale ruszmy się z miejsca. - była prawie osiemnasta, ale słońce nadal świeciło w swojej pełni.
- Mogę cię odprowadzić. A tak w ogóle, to Matt. Matt Anderson.
- Zuzanna.
- Tego to już kompletnie nie wymówię. - skrzywił się, a ja wybuchłam śmiechem. - No to opowiadaj, kto cię skazał na taką karę, jaką jest praca u nas. - powiedziałam mu wszystko. Począwszy od sceptycznej rodzinki, Sovii, Rzeszowa, studiów, a skończywszy na wyjeździe. Słuchacza miałam dobrego, nie przerywał, słuchał uważnie. Idealnie. Pierwszy raz się tak komuś zwierzyłam. Powiedziałam mu wszystko. Dokładnie wszystko. I jest mi lepiej.
- Kompletnie niezrozumiała jest decyzja twoich rodziców. - powiedział Matt po moim długim wywodzie.
- Wiem. Niestety, rodziny się nie wybiera.
- Znasz Paula?
- Tak. Przyjaźnimy się od dwóch lat. Poznali nas... moi rodzice. - skrzywiłam się.
- No to masz szczęście, że Paul tu jest. Będzie ci lepiej. Na przykład podczas meczu z Polską...
- To nie tak, że czuję się jakbym zdradziła swój kraj. W końcu to tylko praca. Po prostu jest to trochę dziwne uczucie. - uśmiechnęłam się lekko.
- Chyba wiem co czujesz. Mam propozycję od klubu z Rosji. I jestem w kropce! - odwzajemnił mój uśmiech.
- No to musisz się porządnie zastanowić. W końcu to aż rok. W dodatku w Rosji... - wzdrygnęłam się.
- Czy wy, Polacy macie jakieś uprzedzenia do Rosji?
- Hmmm.... Jakaś część zapewne tak. Ja nie mam! - zaprzeczyłam widząc minę Andersona. - Po prostu USA a Rosja to dwa światy. - mój towarzysz zaśmiał się po usłyszeniu swojego cytatu. No tylko w innej formie.
- Na pewno czeka mnie wiele wątpliwości. Na razie jednak musimy skupić się na Lidze Światowej, potem Igrzyska Olimpijskie, pani statystyk. Czeka nas dużo pracy, oj dużo. - na samą myśl o kilku miesiącach spędzonych w towarzystwie Lotmana i Andersona coś przewróciło mi się w brzuchu. Ale tak pozytywnie. O ile w brzuchu może coś się pozytywnie przewrócić.
- Ligę Światową przeżyję. Ale Igrzyska? Matko...
- Nie chcę cię zniechęcać, ale po tych wszystkich wyjazdach, treningach i meczach, będziesz miała nas o tyle dość, że szybko tu nie wrócisz.
- Dzięki za przepowiednię. Niestety, nie wysłucham kolejnej, bo właśnie stoimy pod moim blokiem. Dziękuję za wprowadzenie, odprowadzenie i w ogóle. - posłałam mu swój zabójczy uśmiech numer jeden i pełna radości z udanego pierwszego dnia w nowej pracy ruszyłam w stronę wejścia. Nie ruszyłam się o pięć kroków, a usłyszałam za sobą śmiech.
- Co? Mam gdzieś dziurę lub plamę, że taki radosny jesteś? - odwróciłam się do Matt'a. Wyraźnie ucieszonego Matt'a.
- Nie, nie. Po prostu ja też tu mieszkam. - no pięknie. Nie dość, że powoduje szybsze bicie mojego serca, to jeszcze mieszka koło mnie. I weź tu zabłyśnij jakąś sensowną odpowiedzią!
Po pierwsze, sto lat dla Zbysia Bartmana, naszego solenizanta.
Po drugie, założyłam zakładkę z waszymi blogami, wpisujcie je tam, poczytam, skomentuję, oczywiście w zamian za to samo u mnie. :)
Po trzecie, majówka mija zdecydowanie za szybko!
Po czwarte, turyści najechali moją małą wioseczkę i czuję się jak w jakimś ogromnym mieście z autostradą.
Po piąte, komentujcie i czytajcie.
Pozdrawiam, Joan.
Super!! Czekam z niecierpliwością na dalsze losy Zuzi i Matta :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńFajnie się czyta. Poprzednie opowiadanie znalazłam na fb i przeczytałam w jeden wieczór, bo to aż tak wciąga, drugie zaczyna się lepiej niż pierwsze :),
OdpowiedzUsuńMiło czytać takie słowa. :)
Usuńfajnyy, kiedy następny? ;)
OdpowiedzUsuńCzwartek/piątek. :)
UsuńCzytałam już wczoraj, ale nie zdążyłam skomentować, bo wywalili mnie z kompa.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba i cieszę się, że główna bohaterka to moja imienniczka. Mam nadzieję, że mi tu niczego nie sugerujesz! ;p
// Aleksowaa <3
Ja sugeruję? :D Nie wyobrażaj sobie za wiele. :*
UsuńŚwietny rozdział , ogólnie podobają mi się postaci , które 'grają' głównych bohaterów . Jeszcze chyba nigdy nie spotkałam blogu o Andersonie . ;3
OdpowiedzUsuńDzięki. :) Cieszę,się ze ci sie podoba :)
UsuńCiekawie się rozpoczyna. Pisz tak dalej! Świetne! ;3
OdpowiedzUsuńJuż ze sobą kręcą, ale w taki niewinny sposób :3 Fajnie się zaczyna :3 Zapraszam do mnie na 8 rozdział :)
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna, czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję że niedługo dodasz :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://zwyklyczas.blogspot.com/