Miesiąc później
Chciałoby się rzec, że miłość zmienia człowieka. Duży wkład
w pojęcie pozytywne lub negatywne, ma partner. Są takie przypadki, kiedy to
uczucie niszczy, wyniszcza, aby potem pozwolić człowiekowi na bezgraniczne
szczęście. Drugi przypadek to euforia, radość, same pozytywy. A potem, coś się
łamie. Coś staje w miejscu, przestaje się rozwijać. Który z tych przypadków był
opisem tego, co łączyło mnie i Andersona? Z każdą chwilą wątpiłam w ten
pierwszy. Przeszliśmy razem cały miesiąc. Calusieńki. Dość szybko ze sobą
zamieszkaliśmy. Dość szybko zaczęliśmy na poważnie. Każda minuta powoduje, że
zastanawiam się, czy my się naprawdę znamy. Może to wszystko zaczęło się zbyt
szybko? Może to nie tak powinno wyglądać? Ta cała sytuacja zaczęła być coraz
bardziej dziwna. Przestało być tak kolorowo. Przestaliśmy być tak blisko. Moje
serce konało z bólu, kiedy siedziałam w mieszkaniu pół dnia sama. Nie radziłam
sobie z tym, oboje sobie z tym nie radziliśmy. To wszystko potoczyło się za
szybko...
- Paul? Cześć. - powiedziałam do przyjaciela stojącego w
moich drzwiach. Sezon Ligi Światowej się zakończył, a nasza drużyna stanęła na
drugim miejscu podium. Pomimo to, w domu nadal byłam sama przez większość
czasu...
- Cześć. Chciałaś żebym przyszedł, więc jestem. Co się
stało? - wszedł do mieszkania i spojrzał
na mnie. Jego widok mnie przeraził, wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać.
Serce mi stanęło.
- Zaraz... Paul, wszystko w porządku? - złapałam dłoń
przyjaciela.
- Nic nie jest w porządku, Zuza. Nic... - w jego oczach
pojawiły się łzy. Natychmiastowo znalazłam się przy nim.
- Co się stało? Coś z Jasmine? - zapytałam delikatnie. Mój przyjaciel usiadł
na kanapie i schował w twarz w dłoniach. Usiadłam obok niego i objęłam go
ramieniem.
- Ona... Ona straciła dziecko. - załkał. Dreszcz przeszył
moje ciało. Paul od zawsze kochał dzieci. Zawsze chciał mieć swoje. A gdy w
końcu jemu i jego żonie się udało, stracili je. Nie wyobrażałam sobie jak może
czuć się Lotman, a co dopiero jego partnerka. Było mi niewyobrażalnie przykro i
po prostu nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak mam pocieszyć. W obliczu
ogromnego bólu i żalu mojego przyjaciela, zapomniałam o swoich problemach.
Wszystko zeszło na drugi plan. Tylko, że nie miałam pojęcia jak mam pomóc
Paulowi. Bo czym są moje puste słowa, w porównaniu z tym, co dzieje się w jego
głowie i sercu? Czym? Niczym. Bałam się powiedzieć cokolwiek.
- Paul, ja nie wiem co powiedzieć... Nawet nie wiesz jak mi
jest przykro... - wydukałam z siebie. Widok płaczącego mężczyzny łamie serce,
dosłownie. Z moich oczu już dawno uleciały pojedyncze łzy. - Jest coś, co mogę
dla ciebie zrobić? - powiedziałam.
- Pojedź tam ze mną. Błagam cię, pojedź tam ze mną, bo ja
sam tego nie przeżyję. Błagam cię, Zuzia. Zrób to dla mnie... - widok jego
zaszklonych oczu spowodował, że nie umiałam mu odmówić.
- No dobrze... Kiedy?
- Teraz. - odpowiedział. Rozejrzałam się po mieszkaniu i
spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Napisać do Matt'a? Lepiej nie, z resztą
mało co go teraz obchodzi. Wychodzi rano, jest niewiadomo gdzie, przychodzi na
kilka minut i znów wybywa. Przestało mu zależeć, to było widać. Jednak nie
miałam teraz czasu na zastanawianie się co z nim, musiałam pomóc przyjacielowi.
Nic innego mi nie zostało.
Szpitale? Coś okropnego. Te odgłosy maszyn podtrzymujących
życie ludzi, ten wszechobecny spokój, a zarazem pośpiech, ten zapach, widok.
Nienawidzę szpitali. Cała ta aura mnie przytłacza. Przyszłam tu razem z
Lotmanem, ale pozostałam na korytarzu. Nie mogłam wejść do sali, gdzie
znajdowała się jego żona. Nawet nie pod względem osobistym, ale emocjonalnym.
Musieli to znieść sami, ja nie mogłam naruszać ich spokoju.
Samotnie przechadzając się po szpitalu, moje myśli
niezwłocznie zbłądziły do tematu mnie i Andersona. Przynajmniej do połowy
miesiąca była sielanka. Tak, sielanka, typowa. Każda minuta spędzana razem,
każda chwila spędzana razem. Jednak, sielanki mają to do siebie, że nie trwają
wiecznie. Wtem coś nam stanęło na drodze i zaczęło się walić. Tłumiłam w sobie
to, jak bardzo źle się czuję z tym, że oddalamy się od siebie. I to stało się
nagle, po prostu nagle, z dnia, na dzień. Nie mówiłam o tym nikomu, nawet
Lotmanowi. Usiłowałam ze spokojem porozmawiać z ukochanym, ale każda nasza
rozmowa była odkładana z błahych powodów. Bolało? Jak cholera. I nadal boli, z
każdym dniem coraz bardziej. Zakochałam się w nim bez pamięci, powoli
zatracając się w tym wszystkim...
Z sali, w której znajdowała się Jasmine wyszedł Paul. Wyglądał
źle, bardzo źle. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.
- Leć do domu. Pewnie Matt już na ciebie czeka, a jest już
późno. Dziękuję ci. - powiedział i uśmiechnął się smutno.
- Paul, ja nie mam po co tam wracać... Już nie jest tak, jak
wcześniej. - powiedziałam cicho.
- Widzę to. Nie chciałem ci tego mówić, ale on się chyba
pogubił w tym co czuje. Porozmawiaj z nim, nie pozwól, żeby to się tak
skończyło. Idź do niego. Walcz o to. - poczułam palące łzy w oczach. Słowa
przyjaciela dodały mi odwagi i serca, żeby walczyć o to, co między nami
zostało. Pożegnałam się z Lotmanem i wybiegłam ze szpitala. Będę walczyć, będę.
Choćby miało to być ostatnia rzecz w moim życiu.
♫
Weszłam do naszego mieszkania, uprzednio otwierając je moimi
kluczami. Najwyraźniej Matt nadal nie wrócił. Wybrałam numer do niego, ale
włączyła się automatyczna sekretarka. Dopiero teraz rozejrzałam się po
mieszkaniu. Moje serce przeszył sztylet. Było puste. Wcześniej znajdowało tu
się pełno rzeczy, chociażby siatkarskie stroje, buty, ochraniacze, piłki,
medale, puchary, obrazy, zdjęcia. Teraz, było tu po prostu pusto. Wszystko
zniknęło. Wszystko. Pole mojego widzenia zostało zmniejszone przez łzy cisnące
się do moich oczu. Odszedł, odszedł...
Na stole leżała pojedyncza kartka. Drżącymi rękoma wzięłam
ją i zaczęłam czytać.
Droga Zuzanno,
przepraszam.
Stchórzyłem, uciekam. Nie potrafię zostać. Nie potrafię kochać. Nie powinienem
się do ciebie zbliżać, nie powinienem dawać ci nadziei. Nie nadaję się do
miłości. Było wspaniale, ale ja nie jestem ciebie godzien. Przepraszam, że
musiałaś być sama, przepraszam, ale przywiązałem się do ciebie zbyt bardzo.
Prędzej czy później i tak złamałbym ci serce zdradą, musiałem wybrać odejście.
Wiem, że i tak zadaję ci ranę w serce, że i tak niszczę cię. Nigdy sobie tego
nie wybaczę, że zadałem ci ból. Że sprawiłem, że płaczesz. Że odszedłem.
Nie powinienem cię o
nic prosić, już sam ten list jest dla ciebie raną w sercu. Jednak nie chcę,
żebyś zrobiła coś głupiego. Nie mógłbym żyć, wiedząc, że przeze mnie cierpisz
fizycznie. Zadałem ci zbyt wiele bólu psychicznego. Musisz być silna, musisz.
Wierzę, że odnajdziesz kogoś, kto odwzajemni twoje uczucia. Kto cię nie
zostawi, tak jak ja. Uwierz mi, że moje życie bez ciebie już nigdy nie będzie
takie same. Już nigdy. Pokazałaś mi jaka wspaniała może być miłość. Dziękuję.
Matt.
Słowa wypisane na kartce czarnym tuszem stały się wielką,
czarną rozmazaną plamą. Moje łzy skutecznie zamazały tamte słowa. Serce zostało
przeszyte na wylot. Osunęłam się na podłogę, cała drżąc. Szloch dławiący się w
moim gardle, nagle został wydobyty z niego. Szlochając z bólu, z rozpaczy i
smutku podniosłam się z paneli. Wstałam i udałam się do łazienki. Znalazłam to,
co szukałam. Paczka żyletek.
Tylko mnie nie atakujcie za to, co jest tam napisane. Uwierzcie mi, to była najtrudniejsza decyzja w moim blogowym życiu. Tak, dobrze kombinujecie zapewne, w czwartek epilog.
Tak to czasem jest, że traci się wiarę, w to co wychodzi spod twoich palców.
Muszę zakończyć to opowiadanie, bo po prostu jest to moja osobista decyzja.
Z resztą, i tak nie potrafiłabym tego ciągnąć do nie wiadomo ilu rozdziałów.
Spokojnie, nadal będę pisać. Już w piątek zaczynam coś nowego.
Mam nadzieję, że nie zepsuję tego, tak jak to.
I przepraszam, że z dwudniowym poślizgiem
Długo się do tego zbierałam.
Przepraszam.
Już w piątek, prolog na: http://www.hope-and-faith-love-and-tears.blogspot.com/
Jeśli chcecie być tam informowani, wpiszcie się do zakładki "informowani".
Przepraszam was po raz kolejny.
Czwartek - epilog.
Po prostu mnie ... zatkało. Aż nie wiem co napisać. Kiedy ja myślałam ,że będzie już tylko dobrze, a tu nagle bomba, istna bomba. Zastrzeliłaś mnie. Nie spodziewałam się tego ,że Mat coś takiego zrobi. Kocha ją, ale odszedł. Nawet nie wyobrażam sobie jak ona musi się czuć... I jak muszą się czuć Paul z Jasmine...:c
OdpowiedzUsuńSzkoda ,że już epilog, ale trzymam kciuki za Mata i Zuzę, niech się zejdą no!
;c strasznie smuuuutne. Blog jest inny niż wszystkie inne . Ma w sobie coś co go wyróżnia , choćby zakończenie - smutne .Nadaje mu bardzo realistyczny charakter. Szkoda , że to już koniec , ale nic niczego nie można ciągnąć w nieskończoność. Pozdrawiam . ;*
OdpowiedzUsuńO boże, czytam to i łzy lecą mi po policzkach! Teraz będę ryczeć do końca dnia... Szkoda, że już kończysz, ale z drugiej strony podziwiam cię, że tak to napisałaś, skończyłaś -ja bym nie potrafiła. Powodzenia w dalszym pisaniu
OdpowiedzUsuń~Zuza xD
o boże.. nie spodziewałam się tego :/ teraz to matt powinien ją znalesc w łazience, przeprosić i znowu będą razem :)
OdpowiedzUsuńNIE NIE NIE !!! :< :< :< :< :< RYCZE TUTAJ !!! ;(((( po przeczytaniu tamtego rozdzialu myslalam ze będzie kolorowo,pieknie, będzie pelno milosci a tu takie " :oooo WTF?! :/ :/ " Plakalam normalnie czytajac ten list Matta do Zuzy ;(( BARDZO FAJNYM ZAKONCZENIEM BU BYLO JAKBY MATT ZNALAZL ZUZE W LAZIENCE I POROZMAWIWLI BY, WYJASNILI SOBIE WSZYSTKO, WROCILIBY DO SIEBIE :3 :3 :3 MOZE ZASKOCZ NAS I TAK ZROB !! :D
OdpowiedzUsuńAsiek, wiedziałam, że coś odpierdzielisz.
OdpowiedzUsuńProszę cię tylko o jedno. W epilogu napisz też kawałek z perspektywy Matta. Pokaż w tym tekście to, co on czuje. Jedna mała prośba. Chyba jednak nie tak wielka, prawda?
A! I jeszcze jedno. W niedzielę jest mecz w Gdańsku, a nas tam nie będzie... Czujesz ten ból? Moje serce jest przebite sztyletem.
Przepraszam za wszystkie słabe komentarze, zgryźliwe uwagi, ale wiesz jaka jestem i jaka chciałabym być. Gdybym sama miała wybierać sobie życie... Najprawdopodobniej wybrałabym je całkiem inne. Zapewne nie poznałabym tam ciebie, ale uwierz mi... Żałowałabym tego.
Kocham cię jak siostrę. Zapamiętaj to i w każdych chwilach słabości przypominaj sobie. Jeden sms, a ja naprawdę spróbuję ci pomóc. Pamiętaj.
Jak dostanę się na studia do Łodzi to zabiorę cię na mecz bełchatowian. Zrobię wszystko, żeby spełnić tą obietnicę.
Zebrało mi się na wyznania, przepraszam.
// Aleksowaa <3
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/
Jeeeeeezu nie, nie, nie!!! Niech on ją znajdzie, bardzo proszę!!! :(
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały na jednym oddechu i jestem zachwycona ! Pierwszy raz czytając rozdział mam łzy w oczach! Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem !
OdpowiedzUsuń